czwartek, 24 czerwca 2010

Ocean czyli siedem nieszczęść:)

Ten naszyjnik przysporzył mi tyle kłopotów podczas całego procesu tworzenia go, że szczerze mówiąc wątpiłam czy w ogóle go skończę. ale jakoś dobrnęłam do końca po drodze mijając się całkowicie z jego pierwotną koncepcją. Z tym że z tą zmianą początkowych założeń to u mnie akurat norma:)))
Nazwałam go Ocean, bo ten labradoryt się tak pięknie mieni. Teraz już rozumiem czemu tak łatwo można się zakochać w labradorytach.

8 komentarzy:

  1. Oniemialam!! Naszyjnik cudny!! Nie dość, że moje kolorki, to jeszcze mój ukochany kamień!! :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Naszyjnik jest absolutnie zjawiskowy !!!
    Efekt końcowy wart był wszystkich trudności przy jego wykonaniu. Gratuluję Ci z cełego serca!!! Pięknie go oprawiłaś- pomysł, wzór , wykonanie- PIĘKNY :)
    Labradoryt jest magiczny prawda?

    OdpowiedzUsuń
  3. jaki on piekny, naprawdę magiczne sa te kamienie, a w takiej cudownej oprawie wygladają jeszcze bardziej zjawiskowo. Warto było się pomeczyć! Pozdrawiam serdecznie!

    OdpowiedzUsuń
  4. Rossali -dziękuję. Aurus chyba udziela mi się Twoja miłość do labardorytów:)
    Falling in dziękuję za odwiedziny:)

    OdpowiedzUsuń
  5. Piękny, zjawiskowy naszyjnik!!!
    i właśnie te "trudne" prace, przy których trzeba się namęczyć wychodzą najlepiej :P
    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  6. Boże, to jest trójkąt bermudzki. Zgubiłam się w tym cudownym kamieniu i tych oplatających go wodorostach. Jest absolutnie nierealny. Piękny!!!

    OdpowiedzUsuń
  7. Wiedziałam :D
    kto raz zobaczy kilka naprawdę ładnych okazów labradorytu -zakocha sie w tym kamieniu bezgranicznie :o)
    A najfajniejsza jest jego różnorodność. Ja mam teraz fioletowy - prawdziwy unikat :)

    OdpowiedzUsuń